Odświeżam stary temat, ale niestety właśnie zakończyłam walkę z tym ohydnym dziadostwem i chcę tu zamieścić moje spostrzeżenia jak trudno to wytępić.
Gdy zauważyłam kilka pierwszych sztuk tego robactwa to się nawet bardzo nie przejęłam bo myślałam, że to wypławki. Ale gdy świństwo się rozpleniło i zaczęły się regularne zgony krewetek to rozpoczęłam z nimi wojnę. W niedługim czasie zrobiło się ich tak dużo, że nie chciałam się bawić z chemikaliami, aby przy okazji krewetkom się nie dostało. Zrobiłam więc restart. Odłowiłam krewetki, wywaliłam wszystkie roślinki (aby dziady w korzonka się nie poukrywały) Wypłukałam żwir w bardzo gorącej wodzie ok 45 stopni) dosłownie kilka padło. Zalałam wrzątkiem żwir w misce i zostawiłam na noc, rano trochę opłukałam go jeszcze. Po czym na pewniaka hop do akwarium. Ja patrzę a tam sobie jeszcze pływa z kilkanaście sztuk
Tym razem odłam wodę z nimi aby sprawdzić co ich wytępi a żwir do gotowania na pół godziny. I tak się bawiłam...dla dobra innych których ta plaga spotka. Jeszcze raz wysoka temp wody ok 45 stopni-nadal się wiły dodałam do tego 5-6 łyżek stołowych soli (przy ok 10l wody) nadal się wiły. Dopiero jak octem ich potraktowałam to padły ale też.. nie natychmiast.
Gotowanie żwiru pomogło. Dokładnie wyczyściłam akwarium, filtry, 100% nowe roślinki. Wszystko zalane wodą z dojrzałego zaprzyjaźnionego akwarium. Wpuściłam już krewetki. Są 3 dzień w akwa i jak na razie zgonów brak. Oby tak dalej.
Dodam jeszcze że wyglądały identycznie jak na zdjęciach w tym wątku, dlatego już ich nie fotografowałam.