Sądzimy, że małże są pod ochroną i nie wolno ich zabierać do domu. Jak już ją zabrałeś to nie wiem jak się będzie zachowywała w ciepłej wodzie bo te nasz krajowe to chyba są do zimniejszej wody przystosowane (?)
małże nie wiem które jakimś sposobem składają "coś" w rybach i to coś potem zaczyna żyć i je rybę od środka. Wiem że tragiczny opis ale inaczej nie potrafię napisać a źródła tego nie mogę znaleźć.
justfilied233 pisze:małże nie wiem które jakimś sposobem składają "coś" w rybach i to coś potem zaczyna żyć i je rybę od środka. Wiem że tragiczny opis ale inaczej nie potrafię napisać a źródła tego nie mogę znaleźć.
Małże w akwarium prawie zawsze będą przekopywać podłoże, ale za to są bardzo dobrym filtratorem wody - niektóre gatunki potrafią przefiltrować do 50L wody na godzinę, wyłapując zarodniki glonów. Nie lubią kwaśnej wody - po pewnym czasie mięknie skorupa. Nie wiem jak ten gatunek który Ty przyniosłeś ale kilka gatunków jest hodowane w stawach i np. trzymane w akwariach i nic im nie jest.
Nigdy nie kłóć się z idiotą - najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.
...Żerując na dnie oczyszczają one nieco wodę z zawiesin organicznych, niszcząc jednak urządzone podłoże i wykopując rośliny wysuwaną ze skorup mięsistą nogą. Ponadto zużywają duże ilości tlenu, a ich larwy, zwane glochidiami, przytwierdzają się za pomocą specjalnych haczyków i gruczołów bisiorowych do płetw i skóry ryb, pasożytując na nich przez okres jednego do dwu miesięcy, po czym porzucają żywiciela, opadają na dno i rozpoczynają samodzielny tryb życia. Z tych względów małże nie nadają się do trzymania w zbiornikach z rybami. Jedynie dopuszczalne w akwarium nieogrzewanym są racicznice Dreissena polymorpha. Ich larwy nie pasożytują na rybach, wolno pływając dają początek nowym koloniom.
Do dziś pamiętam mój pierwszy kontakt ze złowioną rybką. W wieku 7 lat z kilkoma rówieśnikami poszliśmy nad staw, właściciel nas nie wypatrzył, a nam udało się złowić kilka błyszczących rybek - na nitki, haczyki ze zszywek i kijki wierzbowe. By "uratować" swą wyłowioną rybkę, pędziłem ile sił w nogach do swoich dziadków, bo mieli taki wielki słój na ogórki. Wyciągnąłem wiadrem wodę ze studni, woda do słoja i rybka też do słoja. Nie wiem dziś czy to była płotka czy karasek, ale rybka zaczęła pływać. Może i mogłem, przynieść też małżę, by i ją uratować i też wpuścić do słoja. Słój jak pamiętam był na tyle duży, że i małża też by się zmieściła. Tego słoja z uratowaną rybką nie dałem rady wnieść do domu. Szczęście moje jednak długo nie trwało, bo moja babcia wypatrzyła mnie przy tym słoju, z moją rybką. W towarzystwie dziadzia, który niósł słój z moją rybką wróciłem nad staw i rybka została z wodą wlana do stawu. Przez chwilę nie chciała utonąć, ale w końcu się poruszyła i zatonęła. Jako pierwszoklasista nie bardzo odbierałem argumenty babci i dziadzia, że rybka w tym słoju mi umrze. Dziś wiem na pewno, że ich zdrowy rozum uratował życie płotce, i może udało jej się urosnąć do 30 a może 50 cm (łowiłem takie później, a i większe w Myczkowcach) w dobrze natlenionej i chłodnej wodzie stawu. Może dlatego też jak łowię ryby, to siatkę biorę tylko na zawody, by przetrzymać ryby tylko do ważenia. Może dlatego też nie przyjdzie mi do łysej głowy przynosić małże czy stójki, czy płotki, bo wiem już od nich, że w domowym akwarium nie mają szansy na godziwe życie.
Zaciekawiło mnie co to może być za gatunek i znalazłem dwa podobne pierwszy to Szczeżuja pospolita Anodonta piscinalis drugi gatunek to Omułek jadalny Mytilus edulis, nie jestem pewien to tylko moje przypuszczenia.