Wczoraj zdechł Eliot!!!!!
Najpewniej posocznica. W sobote był jakis niemrawy, nawet sie śmiałam z niego że śpi w dzień i nie reaguje na mój widok, ale wygladał normalnie. Odkąd go mam wypatrywałam objawów choroby, mętnych oczu, wzdętego brzucha, jakie ma odchody itd. A wczoraj wracam do domu a ten spuchnięty i z odstającymi łuskami lezy, oczy metne, straszny widok, z daleka widziałam, ze jest chory. Położyłam go na lisciu pod powierzchnią, żeby miał łatwiejszy dostep do powietrza, ale pożył jeszcze tylko do południa.
W srode robiłam im przeprowadzkę na inną szafkę i moze to go tak zestresowało, że nagle zapragnął przestać życ? On był u mnie zaledwie od września, stał sie ukochaną rybką, zachowywał sie jak pies, witał mnie i sprawiał wrażenie istoty inteligentnej, był najbardziej ruchliwy i ciekawy z wszystkich w obsadzie, nawet dawał sie głaskać.
W zeszłym roku zdechł mi po długiej chorobie jeden neonek ale on był najmniejszy i nigdy nie urósł jak jego bracia. Zdechły tez dwa kiryski; jeden dwa dni po przyniesieniu ze sklepu a drugi miał uszkodzenie mechaniczne. Tego, że padnie Eliot sie nie spodziewałam. Jestem bardzo zdołowana.