Sorry, znowu ktoś pomyśli, że ktoś mnie sponsoruje więc już się zamknę.
zulix to ja Cię wesprę, trudno niech będzie, że mieszkając 600 km od Rzeszowa, też jestem na liście płac rzeszowskich sklepów
Pomijając moje generalnie negatywne nastawienie do sklepów zoologicznych, co wynika z tego, że w mojej okolicy nie ma takich, które by spełniały moje oczekiwania, ja to widzę tak.
Każdy sklep jest nastawiony na to, aby spełniać zachcianki klientów, niezależnie od tego jak głupie i bezmyślne one są. Jeśli tego nie zrobi, straci klienta, który pójdzie do konkurencji. Z akwarystyką jest jak z każdą inną dziedziną życia, żeby umieć się w niej poruszać, trzeba coś o niej wiedzieć. Jak tymczasem wygląda pierwsze zetknięcie przeciętnego obywatela tego kraju z szeroko pojętą akwarystyką? Wpada z obłędem w oczach taki gość do sklepu, rzuca się na pierwsze z brzegu akwarium i pokazując palcem każe zapakować sobie tę, tę i jeszcze tę rybkę. Nie mając pojęcia w ogóle o tym co wybiera i tak naprawdę po co. Zgodnie z zasadą klient nasz pan, sprzedawca polecenia wypełni. Po miesiącu zaś widzi znowu tego samego klienta, który przychodzi po kolejne rybki, bo poprzednie pozjadały się nawzajem. I tak to trwa. To samo może odnieść do roślin. Po prostu wielu wiedza boli. A taki sprzedawca, jeśli spotyka takiego dyletanta (nie ukrywajmy, że jest ich wielu, wystarczy spojrzeć jak niektórzy z nas przygodę z akwarystyką zaczynali, dzięki Bogu, że później poszli po rozum do głowy), no to przecież zza lady nie będzie mu wykładów robił, bo po pierwsze za to mu nie płacą, a po drugie, taki dyletant może się obrazić, gdy mu się zacznie uświadamiać, że dyletantem jest. Ucierpi jego ego i więcej do sklepu nie przyjdzie. W myśl starej zasady "klient ma zawsze rację", funkcjonuje masa sklepów i nie ma się czemu dziwić. W mojej ocenie to nie sklepy żerują na naiwności klienta, tylko klient sam oczekuje, że tak będzie traktowany, tzn. jego będzie na wierzchu. Mi np. bardzo nie odpowiada asortyment w wielu okolicznych sklepach, ale co mam zrobić? Oni mają na stanie to co się sprzedaje, a skoro sprzedaje się badziewie, to badziewiem handlują. Na szczęście cześć sprzedawców ma tzw. intuicję i gdy wyczują, że ktoś kuma temat, to rozmowa wygląda zupełnie inaczej.
Nie znoszę tylko jednego. Gdy za ladą stoi dyletant, to coś mnie trafia. A to jest wynik cięcia kosztów przez właścicieli sklepów. Bo szanujący się sprzedawca, który dobrze zna temat w zakresie, którego się porusza, prędzej czy później zażąda podwyżki. Najczęściej jest tak, że jej nie otrzyma, więc odchodzi. Wtedy bierze się nowego, który umie dużo mniej, ale też pracuje za stawkę podstawową. I tak w ciągu kilku lat dochodzimy do momentu, że w końcu za ladą mamy kogoś, kto nie odróżnia gupika od molinezji (przy czym stara się stworzyć wrażenie, że jednak potrafi), ale pracuję za tę samą stawkę, co ten, którego można było uznać za znającego temat, ale kilka lat temu. I jak pisał
zulix na pewno dużo większą odwagę i wiedzę wykazała Pani, która potrafiła powiedzieć prawdę, że bardzo ciężko jest odróżnić płeć u małych skalarów, niż osobnik, który jak mu się mówi, żeby zapakował 5 gupików (w tym 3 samce i 2 samice), to on pakuje Ci 5 molinezji i do tego same samice, a wierzcie mi takie przypadki się zdarzają.